Wyświetleń:

Relacje

Wyjazd na mecz Legia Warszawa - Śląsk (1:2), Warszawa, 11 marca 2011
KKN

To miał być drugi wyjazd fanów zrzeszonych w Klubie Kibiców Niepełnosprawnych w rundzie wiosennej. Perturbacje z terminem i dwukrotne przekładanie daty rozegrania meczu Jagiellonia Białystok - Śląsk sprawiły jednak, że KKN musiał ostatecznie zrezygnować z podróży na wschód Polski. Tym samym to stadion Legii stał się pierwszym celem tegorocznego cyklu wyjazdów naszej ekipy.

Niestety, nie mogliśmy naszej podróży sfinansować w ramach jakiegoś projektu, gdyż nie ogłoszono jeszcze żadnego konkursu w ramach aktywizacji osób niepełnosprawnych. Musieliśmy więc koszty wyjazdu pokryć sami. Szkoda, bo dla wielu było to zbyt duże obciążenie portfela i mimo ogromnych chęci część naszych fanów do stolicy nie pojechała. Ostatecznie wyruszyliśmy w ośmioosobowym składzie plus kierowca. W naszej wyjazdowej statystyce zapisujemy więc cyfrę - 9. Transport kosztował każdego z uczestników 100 zł (w sumie 800 zł). Brakujące 200 zostało pokryte ze środków na działalność KKN. Uznaliśmy, że stówa to dla niektórych wystarczająco spory wydatek, a przecież podczas wyjazdu, który w sumie trwał niemal dobę, uczestnicy muszą jeszcze zjeść jakiś posiłek. Po raz pierwszy skorzystaliśmy z usług firmy Piotrans, gdyż jej oferta była korzystniejsza od tej, jaką przedstawił nam dotychczasowy partner - MPK. I nie zawiedliśmy się. Zarówno z kierowcy, jak i komfortu jazdy byliśmy bardzo zadowoleni.

Z Wrocławia wyruszyliśmy około godziny 11-tej, zaniepokojeni nieco informacjami o licznych remontach i zwężeniach na trasie do Warszawy. Okazało się, że nie było aż tak źle. Po drodze jak zwykle zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym zginął "Rolik", by chwilą ciszy uczcić pamięć o naszym koledze. Kolejnym miejscem postoju był Zajazd Góralski w Wolborzu. Tam zjedliśmy obiad. Największym powodzeniem cieszyły się ogromny kotlet schabowy i ... pani kelnerka. Knajpa ta stanie się z pewnością obowiązkowym przystankiem podczas kolejnej podróży do stolicy. Tuż po godz. 18-tej byliśmy w Warszawie.

Mieliśmy małe problemy z wejściem, a w zasadzie wjazdem. Okazało się bowiem, że wjazd do garażu jest zbyt niski (lub bus za wysoki - do wyboru). Telefon do szefa zabezpieczenia otworzył nam bramę do innego garażu, a mianowicie tego, w którym stały autobus Śląska i wozy CanalPlus. No cóż. Czuliśmy się wyróżnieni. Niestety, tylko przez chwilę, gdyż szybko do nas dotarło, że aby dojść do windy, musimy się przedrzeć przez tłum kibiców Legii. Ponieważ nie mamy zwyczaju ukrywania barw, a tym bardziej tłumaczenia i chowania się za naszą niepełnosprawnością, zrezygnowaliśmy z tej drogi. Wybraliśmy spacer przez murawę, którego trasa kończyła się przy sektorze gości. Bardzo przyjemny spacer, gdyby nie ostatni jego etap - schody. Bardzo dużo schodów. Ile ich było nie wiem. Najważniejsze jest to, że Darek i jego kręgosłup przetrwali. No cóż, sami dokonaliśmy wyboru drogi na sektor. W głosowaniu nie uczestniczył rzecz jasna Darek. Uznaliśmy, że byłby zbyt stronniczy i z pewnością zgłosiłby veto :)))

Nieco po godz. 19-tej byliśmy na sektorze wśród 1 400 naszych kibiców. Rozpoczęliśmy akcję "Nie zasłaniaj". Sam stadion robi wrażenie. To już kolejny nowy obiekt na którym byliśmy z wizytą. Wygląda na to, że nasz kraj powoli wchodzi w erę cywilizacji XXI wieku, przynajmniej pod względem infrastruktury sportowej. Mecz rozpoczął się dla Śląska fatalnie. Szybko stracona bramka uskrzydliła zarówno piłkarzy, jak i kibiców Legii, których nie sposób było przekrzyczeć. Ostatnio słowo należało jednak do WKS-u, który po bramkach Kaźmierczaka i Mili wyszedł na prowadzenie. Ostatnie minuty to typowa "obrona Częstochowy", choć paradoksalnie to Śląsk miał najlepszą okazję, by dobić rywala. Niestety, rzut karny nie został wykorzystany. Po końcowym gwizdku nikt już jednak o tym nie pamiętał. Mogliśmy triumfalnie wykrzyczeć hasło - Legła, legła Warszawa... Seria meczów bez porażki naszego zespołu pod dowództwem Oresta Lenczyka wzrosła do jedenastu. Wspaniały sen trwa.

W drodze powrotnej panował oczywiście radosny nastrój. Tym bardziej po północy, gdyż okazało się, że wśród nas znajduje się dwóch solenizantów - Grzegorzów. Nie omieszkaliśmy wznieść toastu za ich zdrowie, oraz za niespodziewane zwycięstwo. Około godziny 4-tej byliśmy we Wrocławiu, w czym zasługa naszego kierowcy Piotra. Przywieźliśmy trzy cenne punkty, zobaczyliśmy piękny nowoczesny stadion i spędziliśmy ze sobą kilkanaście przyjemnych godzin. A na mapie Polski zaznaczamy kolejne miejsce, w którym przełamaliśmy bariery. Mamy się więc z czego cieszyć.

Relację przygotował Paweł Parus

Mam osobiste powody, by podziękować Asi za reakcję na pewne wydarzenie. Zatem - dziękuję:)

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z wyjazdu do Warszawy w naszej galerii.