Wyświetleń:

Relacje

Wyjazd delegacji KKN na mecz Euro2012 Irlandia-Chorwacja (1:3), Poznań, 10 czerwca 2012
KKN

Po meczu w Warszawie przyszedł czas by obejrzeć na żywo pojedynek Irlandia - Chorwacja, który odbył się 10 czerwca na stadionie miejskim w Poznaniu. Tym razem w wyprawie uczestniczyło 4 członków KKN-u: Ja i Michał oraz Boguś i Grzesiek.

Podróż
Jako środek transportu wybraliśmy pociąg. Po komfortowej podróży składem Intercity do Warszawy chcieliśmy przekonać się, jak wygląda komunikacja kolejowa z innymi miastami. Standardowo zamówiłem pomoc na wrocławskim dworcu. Z kolei Michał kilka dni wcześniej zamówił bilety na pociąg oznaczony jako przystosowany dla osób poruszających się na wózku. Podróż zaczyna się optymistycznie. W umówionym punkcie czeka czterech panów. Była okazja zapytać ich, czy wrocławski dworzec posiada na wyposażeniu platformę ułatwiającą wjechanie wózkiem z peronu do wagonu? Okazało się, że takiego banalnego przedmiotu kosztującego kilkaset złotych nie ma. Trochę to niezrozumiałe w XXI wieku. Po wjechaniu windą na peron okazało się, że drzwi do jedynego przystosowanego wagonu nie działają! Nie mogliśmy w to uwierzyć! Pech? Przecież na Euro jesteśmy przygotowani - zapewniają wokół. Tymczasem trafiamy na bariery tak banalne, że aż trudno nam wyobrazić sobie, że one faktycznie istnieją. Ostatecznie 2 panów trzymało drzwi, 3 wnosiło wózek, a kolejny koordynował całość. Tak, tak - 6 osób pomagało w akcji wsiadania do pociągu przystosowanego do osób niepełnosprawnych. Przechodzący Irlandczyk stał i z niedowierzaniem kręcił głową. Na szczęście sam wagon był już znacznie przyjaźniejszy. Ale tu też warto zaznaczyć absurd polegający na tym, że opiekunowie na biletach mieli miejsca nie naprzeciw wózków, lecz po drugiej stronie wagonu. Na szczęście siedzący na miejscach dla asystentów pasażerowie mieli w sobie na tyle empatii, że zamienili się miejscami. W Poznaniu sytuacja identyczna. Brak platformy, a do tego peron pół metra niższy. Gdy już koła moja wózka dotknęły peronu, odetchnąłem z ulgą.

Po Poznaniu poruszaliśmy się głównie piechotą, ale z centrum na stadion pojechaliśmy tramwajem. Pomimo ścisku trzeba przyznać, że miejsca i sam tramwaj bardzo komfortowe. Obserwując poznańską infrastrukturę tramwajową trzeba przyznać, że zarówno tramwajów jak i autobusów niskopodłogowych jest naprawdę sporo.

W drodze powrotnej ze stadionu na dworzec przetestowaliśmy autobus. Bez problemu weszliśmy z dwoma wózkami.

Już na etapie planowania podróży wiedzieliśmy, że pociąg powrotny nie będzie przyjazny. Powód? Następny przystosowany dla wózków skład, którym mogliśmy wrócić do Wrocławia był o godz. 8 rano. Czy tak trudno było przewidzieć, że po meczu ktoś niepełnosprawny może chcieć wrócić do domu?

Gdy pociąg wjechał na peron okazało się, że jedyne drzwi, w które zmieści się wózek, są te od wagonu sypialnego. Dość burzliwe negocjacje osób pracujących przy koordynacji transportu na Euro pomogły przekonać kierownika pociągu oraz szefa kuszetki. W pewnym momencie w dyskusji uczestniczyło 7 osób. Efekt był taki, że dostaliśmy zgodę na wjechanie do wagonu sypialnego. Dalej standard, czyli wnoszenie wózka z wyjątkowo niskiego peronu, a następnie 3,5 godziny podróży w korytarzu pomiędzy drzwiami wagonu, kotłownią i toaletą. Obrazek żenujący, doskonale oddający stan infrastruktury kolejowej w naszym kraju. We Wrocławiu ponownie pomogli nam ochroniarze.
Podsumowując krótko podróż do Poznania i z powrotem trudno nie odnieść wrażenia, że nie wszystkie obszary dostępnej przestrzeni w naszym kraju się rozwinęły. A przecież wystarczyło by kilka prostych przyrządów by podróż osoby niepełnosprawnej wyglądała zupełnie inaczej.

Stadion
Obiekt przy ul. Bułgarskiej znamy już doskonale, bowiem byliśmy na nim już kilka razy. Jego zaletą jest liczba miejsc dostępnych dla wózków (140). Wadą natomiast ich usytuowanie zaledwie pół metra nad murawą. Mecz ogląda się stamtąd bardzo trudno, a dodatkowo podczas deszczu kilka kropli dociera do tych miejsc. Są też atuty. Piłkarze biegający przy bocznej linii są świetnie widoczni, dzięki czemu można z bliska podziwiać ulubieńców. Cały stadion wygląda na dość surowy. Otoczony białą membraną przypominającą pieczarkę. W kuluarach jest za to nieco bardziej przytulnie niż na wrocławskim stadionie, co może być wynikiem tego, że obiekt oddany był do użytku znacznie wcześniej niż nasz. Łatwo dostrzec liczne toalety dla niepełnosprawnych. Ogólna ocena na 3 z plusem, głównie przez niezbyt dobrą widoczność. A ona przecież jest najważniejsza.

Ludzie
Na początek ukłony w stronę pomocników na dworcu, którzy jak mogli nadrabiali braki infrastrukturalne. Mała nagana dla jednego z konduktorów, który na pytanie, czy pomoże nam przy wysiadaniu w Poznaniu odparł, że zobaczymy. Na szczęście kierowniczka pociągu miała w sobie nieco więcej zrozumienia. W Poznaniu również obsługa była przyjazna.

Mały minus dla obsługi przy wejściu na stadion, która zażyczyła sobie oddania naszych plecaków do depozytu. Oczywiście stanowczo zaprotestowaliśmy. W plecakach nosimy rzeczy higieniczne oraz pomocnicze. Na hasło, że możemy je zabrać ze sobą w rękach postanowiłem po raz pierwszy podczas mojego touru pozbyć się swojej aminowości. Dość stanowczo wyjaśniłem, że obsługa chyba nie do końca rozumie regulamin wejścia na stadion i że to co robi jest nadużyciem. Nie wiem, czy przekonały ich kwestie merytoryczne, czy przedstawienie się jako prezes KKN. Faktem jest, że po wcześniejszym sprawdzeniu zawartości plecaków obsługa odstąpiła od ich rekwirowania. Dużo sympatyczniejsi byli wolontariusze na stadionie. Do tego kompetentni i dobrze poinformowani.

W drodze powrotnej obsługa na dworcu rzeczowo i konkretnie informowała o składzie pociągów, również po angielsku. Bardzo pomogli nami koordynatorzy związani z organizacją transportu kibiców. Przekonali oni obsługę pociągu żeby nas zabrała, pomimo niedostosowanego składu i braku miejscówki. Trochę uśmiechu wywołało zachowanie szefa wagonu sypialnego, który najpierw wydawał się być załamany, myśląc prawdopodobnie, że jesteśmy jakimiś kloszardami na wózkach. Z upływem czasu pan stawał się jednak coraz bardziej przyjazny oferując wodę, a na końcu przekazując na ręce Grzesia klucz do otwierania wszystkiego, co można otworzyć w wagonie. Nieustannie nam też powtarzał, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. Słowa wcielił w czyny zamykając drzwi wejściowe, co bardzo nam zresztą pasowało, bowiem nikt nie zakłócał nam przyjemności podróżowania w ciasnym przedsionku.

Atmosfera
Po raz pierwszy byłem na meczu tak dużej rangi, w którym nie grała „moja drużyna”. Co prawda sympatię kierowałem w stronę Irlandczyków, ale jednak potrafiłem obiektywnie spojrzeć na to, co się dzieje dookoła. A działo się sporo. Już we Wrocławiu wsiadło kilku kibiców z Wysp ubranych na zielono. Im bliżej centrum Poznania, tym więcej tej zieleni, która nam zresztą bardzo pasowała. Rynek oraz okoliczne uliczki opanowane były przez kolorowy zmieszany tłum fanów zarówno z Irlandii, jak i Chorwacji. Panowała atmosfera futbolowego święta. Niemal każdy z kibiców trzymał w ręce piwo, ale nie wpływało to na wywoływanie jakiejkolwiek agresji. Śpiewy - takie prawdziwe, a nie wydzieranie się, znane skądinąd z polskiego podwórka. Bez agresji, bez bójek. Kilkadziesiąt tysięcy fanów obu zespołów integrowało się wspólnie popijają piwo. Irlandczycy wyróżniali się urozmaiconą garderobą.

Na stadionie obie grupy prezentowały się bardzo efektownie, na co również miała wpływ ich liczba. Trochę ze zdziwieniem odebraliśmy fakt, że na trybunach niewielu było Polaków. Doping całkiem niezły. Chyba najlepszy z tych, jaki do tej pory słyszałem na Euro. Chorwaci w bałkańskim stylu odpalili kilka rac oraz petard hukowych. Było to bardzo efektowne. Irlandczycy z kolei zaimponowali tym, że pomimo niekorzystnego wyniku bawili się do samego końca.

W autobusie, którym jechaliśmy na dworzec mogliśmy zapoznać się z repertuarem piosenek - zarówno chorwackich jaki i irlandzkich. Podsumowując, w kwestii zachowania obie grupy mi zaimponowały. Były doskonałą odpowiedzią na zjawisko zwane „modern football” oraz przeciwieństwem serwilizmu wobec UEFA, tak bardzo praktykowanego przez wiele instytucji w ostatnim czasie. Zakazy, nakazy i regulaminy - często niezgodne z prawem państw uczestniczących w Euro. Do tej kwestii odniosę się w innym wpisie.

Moje resume
Uczestnictwo w tym meczu było dla mnie czymś niezwykłym. Po raz pierwszy mogłem się wcielić w rolę widza, obserwatora, który znalazł się w centrum czegoś szczególnego. Święta piłkarskiego pełnego pozytywnych emocji. Również pod względem organizacyjnym Poznań zdał egzamin z przygotowania do imprezy. W moim odczuciu Euro w stolicy Wielkopolski jest mniej widoczne niż np. we Wrocławiu, i jakby mniejsze zainteresowanie nim mieszkańców Poznania. Być może dlatego, że w morzu kibiców Irlandii i Chorwacji, trudniej jest dostrzec miejscowych tubylców. W zasadzie jedyną uwagę mam do transportu. Chyba już na kolejne mecze nie będziemy korzystać z kolei. Szkoda naszego zdrowia i czasu. Dziękując moim kolegom za wspólny wyjazd wyrażam nadzieję, że bawili się oni równie dobrze jak ja. Do Poznania wrócimy 14 czerwca na mecz Włochy - Chorwacja.

Zapraszam również do obejrzenia zdjęć w galerii.

Relację sporządził Paweł Parus